piątek, 25 grudnia 2015

Pięć.

Kuusamo. Przez zasłony na oknach przebijały się promienie słoneczne. Leniwie przeciągnęłam się na łóżku, czując coś po swojej prawej stronie. Właściwie to kogoś. Poprawiłam kołdrę i z przerażeniem spojrzałam na miejsce obok siebie. Czy poprzedni wieczór świętowaliśmy tak bardzo, że nic nie pamiętałam i nie miałam żadnej samokontroli? Nic, a nic?
-Cholera- mruknęłam, gdy zobaczyłam twarz Stjernena pogrążonego we śnie. Patrzyłam na niego przez dobre kilka minut i zastanawiałam się, jak bardzo nisko upadłam. Cokolwiek się wydarzyło tamtej nocy, to był szczyt moje głupoty.
Odwróciłam się w stronę okna i wpatrywałam się w widok, jaki się za nim rozciągał, jednocześnie myśląc nad tym, jak bardzo nie po kolei mam w głowie, że śnią mi się takie rzeczy. Zrozumiałabym wszystko, ale nie taki sen ze Stjernenem w roli głównej. Rozumiem, że to mógł być skutek długich rozmów z Sarą i jej nieskończonej ilości prób przekonania mnie do tego, żebym zaangażowała się w relację ze skoczkiem. Myślała, że skoro jej udało się z Åsmundem, to mi tak uda się z Andreasem. Aktualni państwo Larsson po blisko dwóch tygodniach znajomości postanowili być razem i tak oto od pięciu lat tworzą wesołą parkę, z czego półtora roku to ich staż małżeński. Ale to, że im się udało, nie znaczyło, że ja i Andreas też moglibyśmy dostać swoją szansę od losu. Jedna część mnie chciała zaryzykować i zobaczyć, jak to wszystko się potoczy, ale druga bała się zbytniego przywiązania, zaangażowania i rozczarowania, zranienia na wypadek niepowodzenia w naszej relacji.
-Śpiąca królewno, jedziemy na skocznię!- usłyszałam dobijanie się do drzwi i spojrzałam na zegarek. Trzynasta. Świetnie. Wstałam z łóżka i otworzyłam drzwi.
-Jacobsen? Ile ci zapłacili za to, że akurat ty mnie budzisz?- przetarłam oczy i oparłam się o framugę.
-Pożartujemy później, a teraz racz ruszyć cztery litery i za dziesięć minut masz być przed hotelem- i tyle go widzieli.
Jakimś cudem, udało mi się zmieścić w limicie czasu i zdążyłam pojawić się na dole przed odjazdem autokaru. Dla pewności zapytałam trenera, kto wystartuje w konkursie, by uniknąć jakiejś wpadki przed chłopakami i nie wyjść na totalną ignorantkę odnośnie skoków. A takową byłam, ale ten fakt możemy przemilczeć. Normalni ludzie jadąc na konkurs Pucharu Świata czują podekscytowanie, nerwy, radość. A co czułam ja? Głód. Tak to jest jak się nie potrafisz nastawić budzika i wstajesz pięć godzin po śniadaniu. Po cichu liczyłam, że w domku skoczków będzie jakaś przekąska. Na szczęście moje prośby zostały wysłuchane i moim oczom ukazało się wybawienie dla mnie w ówczesnym czasie- bufet.
-Czuję, że zaraz tego nie będzie- powiedział jeden z chłopaków, patrząc na mnie, wybierającą jedzenie.
-Mogliście mnie obudzić rano, ale nie. Po co?- posłałam im mordercze spojrzenie.-Wiedziałam, że można na was liczyć.
-Też cię kochamy- po tych słowach ekipa w składzie Bardal, Fannemel, Jacobsen i Hilde opuściła pomieszczenie.
-Idziesz ze mną, czy zostajesz? - spojrzałam w stronę Stjernena, wskazując na aparat. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać, bo skoczek razem ze mną udał się na trybuny.
-Wiesz, że tak właściwie to poznaliśmy się rok temu tutaj, w Kuusamo?- jego pytanie spotkało się z moim pytającym wzrokiem, co wyraźnie go zdziwiło.- Na inauguracji Pucharu Świata w zeszłym sezonie poznaliśmy się podczas konkursu, nie startowałem wtedy, ale siedziałem na trybunach i rozmawialiśmy ze sobą- czy ja naprawdę mam tak słabą pamięć?
-Aha-mruknęłam pod nosem, ustawiając aparat.- Czyli nie całowałam się z zupełnie obcym chłopakiem, tylko ze starym znajomym, świetnie- wzruszyłam ramionami, spojrzałam na niego i obserwowałam zdziwienie na jego twarzy, które po chwili zamieniło się w śmiech.-Zawsze to jakieś pocieszenie, że nie upadłam tak nisko- tym faktem z Sarą się nie chciałam się dzielić, bo wiedziałam jak to się skończy i wtedy kompletnie nie miałabym życia w jej oczach.
-Aż tak źle całuję?-spojrzał na mnie znacząco.
-Pozwól, że zostawię to bez komentarza- zaśmiałam się i wstałam, by przejść w inne miejsce trybun, by mieć możliwość lepszych ujęć zdjęć.
Czwarte miejsce. Najgorsze miejsce dla sportowca, ale chłopaki z drużyny nie byli tym bardzo zasmuceni, że zajęli taką lokatę. Stwierdzili, że to da im lepszą motywację na przyszłość i zmienią to, co przeszkodziło im w zajęciu miejsca na podium.
Po dotarciu do hotelu, nim zdążyłam otworzyć drzwi, poczułam czyjąś obecność obok siebie. Nie musiałam odwracać głowy, by wiedzieć kto to.
-A więc słucham cię drogi Andreasie Stjernenie- przekręciłam klucz w drzwiach i weszłam do środka.
-Nie zdejmuj kurtki, bo idziemy- powiedział niezwykle pewny siebie.
-Gdzie? Na imprezę? Nie idę z wami, bo wiemy jak to się skończy- od razu w głowie miałam wspomnienie poprzedniego weekendu.
-Nie, to dopiero jutro, ale i tak idziesz z nami. Idziemy na spacer- nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, znalazłam się już za drzwiami. Do tego na rękach Andreasa. Nie mogłam się w żaden sposób sprzeciwić.
-Tak, wykorzystuj to, że jestem o wiele mniejsza, niż ty. Śmiało- powiedziałam, nie ukrywając rozbawienia tą całą sytuacją.
Mam wrażenie, że doskonale wiedział, co myślałam w tamtej chwili i, że nie zgodziłabym się w żaden sposób na to wyjście. I jeżeli tak było, to miał rację.
-Możesz mi powiedzieć co cię tak wzięło na ten spacer?- zapytałam, bawiąc się suwakiem przy kurtce.
-Jeżeli mam być zupełnie szczery, nawet tym najgorszym kosztem, to nasza rozmowa u ciebie mnie do tego skłoniła. Powiedziałaś, że musimy się poznać, więc przebywanie ze sobą, to chyba najlepszy sposób- właśnie tych słów bałam się najbardziej, że będzie mu chodziło o naszą rozmowę.
-Jeżeli ja też mam być szczera, to mam totalny mętlik w głowie. To wszystko toczy się tak szybko. Ja nawet nie wiem, gdzie ja jestem w swoim życiu. Ostatnie kilka lat to jakiś żart, a ty...-urwałam zdanie i uświadomiłam sobie, jak bardzo niepotrzebne były dwa ostatnie słowa. Chciałam zakończyć wypowiedź , ale Andreas od razu na mnie spojrzał.-Ty też mi w tym nie pomagasz.
-Dzięki- uśmiechnął się niemrawo.-Ale co, jeżeli chcę ci pomóc?
-Jeżeli ze mną wytrzymasz, to proszę bardzo. Pomagaj, ale za wszelakie skutki uboczne nie odpowiadam. Mam zbyt wiele złych cech charakteru, dlatego mam tak mało ludzi dookoła siebie.
-A może po prostu jesteś zamknięta w sobie? Nie chcesz wpuścić nowych ludzi do swojego życia?- zatrzymał się i chwycił moją dłoń, bym zrobiła to samo.-Popatrz na mnie- uniósł mój podbródek do góry.-Nie wiem kim dokładnie jesteś, co lubisz, jaka jest twoja przeszłość, ale chcę się wmieszać w twoje życie, nie ważne czy na tym stracę, czy też nie- to były chyba jedne z najmocniejszych słów jakie kiedykolwiek usłyszałam. Przytuliłam się do niego.
-Stracisz, uwierz- wyszeptałam, ale tak by to usłyszał.-Ale jeżeli chcesz wmieszać się w jedno z największych bagien na tym świecie, to proszę bardzo- odsunęłam się i wzruszyłam ramionami.-Droga wolna- dodałam i patrzyłam na niego przez chwilę, następnie ruszyłam przed siebie.
Nie wiedziałam, jak mam zareagować na jego wypowiedź. Dawno nic mnie tak bardzo nie wbiło w ziemię. Jeżeli mówiłam wcześniej, że mam mętlik w głowie, to wtedy miałam jeszcze większy. Ta rozmowa zmieniła całkowicie mój sposób patrzenia na ówczesną sytuację. Czułam, że mogę mieć oparcie w Stjernenie i na tamten moment byłam gotowa zaryzykować dla niego wszystkim. Jakkolwiek żałośnie by to nie brzmiało. Jednak nie potrafiłam stać tam z nim, patrzeć mu w oczy. Stchórzyłam. Wolałam wrócić do hotelu, pójść gdziekolwiek, wszystko byle nie to. Czułam się z tym niesamowicie dziwnie, ale wiedziałam, że gdybym tam została, to coś by we mnie pękło i rozpłakałabym się jak małe dziecko, właściwie to już byłam temu bliska, bo po moich policzkach spłynęło kilka łez.
Usiadłam na jednej z ławek i podkuliłam nogi pod brodę. To dziwne, że znałam go tyle co nic, a on namieszał mi tak w głowie. Miałam ochotę wymierzyć sobie mentalne uderzenie w policzek, by zacząć myśleć, jak normalna, dorosła osoba, a nie jak nastolatka, która się naiwnie zakochała. Nie. To złe określenie. Do zakochania się w Stjernenie było mi za daleko. Zauroczenie. To dobre określenie? Chyba tak? Nie wiem.
-Zamierzasz spędzić tutaj cały wieczór?- obok mnie usiadł Andreas. Tak, ławka stojąca na brzegu ścieżki to nie była dobra kryjówka.
-Nie wiem, chyba tak- odpowiedziałam beznamiętnie.-Nawet nie proszę cię o to, żebyś zostawił mnie samą, bo wiem, że i tak nie dasz za wygraną- mimo wszystkich sprzeciwów w mojej głowie, wtuliłam się w niego i chwyciłam jego dłoń.-Przepraszam za to, co przed chwilą się wydarzyło, przepraszam za to, co się wydarzy w przyszłości.
Pomimo niskiej temperatury na zewnątrz, poczułam przyjemne ciepło, w szczególności na policzkach, które zapewne były całe czerwone, i to nie z typowo zimowej pogody. Nie chciałam odezwać się ani słowem, by nie psuć magii, panującej dookoła nas. Ścisnęłam tylko lekko jego dłoń, czego zapewne on nie poczuł i uśmiechnęłam się. 
Gdyby ktoś powiedział mi na początku sezonu, że to wszystko tak szybko się potoczy i po dwóch tygodniach znajomości będę przytulać się do jednego ze skoczków na ławce w Kuusamo, wyśmiałabym go. To był dla mnie totalny absurd, ale wtedy czułam się szczęśliwa. Na tamtą chwilę nie potrzebowałam niczego więcej od życia.
-Chodź do hotelu, zimno się robi- po kilku minutach wstałam, zasłaniając twarz szalikiem i powolnym krokiem skierowałam się do hotelu. Stjernen dołączył do mnie i splótł ze sobą nasze palce. Spojrzałam na niego, bądź co bądź, lekko zdziwiona i uśmiechnęłam się sama do siebie.
Nic nie zmieniać 
Tak jak jest
Jest dobrze

Nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak z rozdziałem męczyłam. Za nic w świecie nie mogłam się zmusić do pisania go, nie miałam pomysłów na to, co ma się w nim dziać, i to odbija się na jego jakości.
Chciałabym życzyć Wam wesołych świąt w rodzinnym gronie, pieniędzy, szczęścia i spełnienia, wszystkich, nawet najskrytszych marzeń. A także udanego Sylwestra i szczęśliwego nowego roku! :)
Do zobaczenia w nowym roku. ;)

niedziela, 13 grudnia 2015

Cztery.

Będąc wciąż na pół śpiąca, zajęłam miejsce w samolocie. Jedyne o czym marzyłam wtedy, było wrócenie do ciepłego łóżka, a nie spanie na fotelu. Kiedy prawie zasypiałam, zauważyłam koło siebie któregoś z chłopaków. Którego? Tak, nie mylicie się, to był Stjernen. Było mi głupio z nim rozmawiać, patrząc na to, co wydarzyło się jakiś czas temu.
-Cześć- powiedział, na co tylko kiwnęłam głową. Próbowałam go zbyć, by mieć czas na poukładanie w głowie tej całej sytuacji.
Przez cały lot nie mogłam zasnąć, bo zbyt wiele myśli przewijało się przez moją głowę. Co miałam mu powiedzieć? Że byłam nieświadoma tego co robię, tak to całkiem dobre wyjście, ale zbyt dziecinne. Powinnam brać pełną odpowiedzialność za swoje czyny. "Idiotka"- pomyślałam.
Kiedy wylądowaliśmy w Oslo i w rękach miałam walizkę, podeszłam do trenera, pytając o to, co mam robić, bo ciągle nikt mnie nie poinformował czy mam trzymać się ich, czy mam wolne do środy, dwa dni to niewiele, ale zawsze coś. Jaką otrzymałam odpowiedź?
-Nie wiem- wzruszył ramionami.-Zadzwoń do nich. My zostajemy w Oslo, by omówić dokładnie ten konkurs.
-Świetnie, dwie godziny zostaję bez jakichkolwiek informacji- usiadłam na jednym z krzeseł, stojących obok nas.
-Ale wydaje mi się, że możesz iść do domu, my będziemy w którymś hotelu, zawsze możesz napisać- uśmiechnął się. A ja w myślach skakałam z radości, że mam chociaż trochę czasu na odpoczynek.
-Do zobaczenia- pomachałam mu i ruszyłam w stronę wyjścia.
Kiedy wysiadłam z taksówki pod moim blokiem, usłyszałam dźwięk, powiadamiający mnie o tym, że dostałam wiadomość.
"Sprawdź czy masz klucze. ;)"
Odruchowo sięgnęłam do kieszeni torby, gdzie zawsze je trzymałam.
-Cholera- zaklęłam pod nosem.
"Błagam, możesz mi je przywieźć, czy gdzieś się spotkamy?"
"Przywiozę, tylko podaj mi adres. :)"
W kolejnej wiadomości wysłałam adres. Usiadłam na ławce, stojącej pod klatką schodową. Jak bardzo trzeba być nieuważnym, by zgubić klucze? Dobrze, że zdarzyło się to na lotnisku, a nie gdzieś w Lillehammer, wtedy byłabym skończona. Po kilkunastu minutach ujrzałam mojego wybawiciela.
-Stjernen! Dziękuję, dziękuję!- rzuciłam mu się w ramiona, co nie było zbyt dobrym rozwiązaniem.
-Nie ma za co- na jego twarzy pojawił się uśmiech i wręczył mi klucze.
-Może w ramach podziękowań wejdziesz na kawę, herbatę, albo ciastko z cynamonem, o ile takie posiadam?- Chciałam go unikać, a zapraszam go do swojego mieszkania. Gratulacje.
-Z chęcią- wziął ode mnie, walizkę i ruszył za mną do drzwi.- Widzę, że nie lubisz zbytnich dekoracji w mieszkaniu- powiedział po przekroczeniu progu.
-Nie przepadam za tym miejscem, nie mam ochoty wkładać większego w wysiłku w to, by było tu przytulnie, bo wiem, że nic tego nie zmieni. Przejdź do salonu, zaraz przyjdę- wskazałam dłonią w kierunku wcześniej wspomnianego pomieszczenia.
Po chwili przyszłam do pokoju, stawiając dwa kubki na stole i zajmując miejsce naprzeciwko mojego gościa.
-Andreas- powiedziałam, przerywając ciszę między nami.-Przepraszam za to, co się dzisiaj wydarzyło. Nie chciałam, żeby to się tak potoczyło- zaczęłam nerwowo stukać paznokciami o kubek. Byłam tak pochłonięta tą czynnością, że nie zauważyłam, kiedy usiadł na kanapie, obok mnie. Zorientowałam się o tym, kiedy złapał moje dłonie, co spotkało się z moim pytającym spojrzeniem.
-Dajmy sobie szansę.
-Znamy się zaledwie kilka dni, ja o tobie nic nie wiem. To będzie jakieś kompletne szaleństwo. Może kiedyś nam się uda, nie wiem- uśmiechnęłam się i spojrzałam przez okno, z którego rozciągał się widok na Oslo, mieszkanie na dziesiątym piętrze jednak miało swoje plusy.- Spędźmy ze sobą więcej czasu, poznajmy się lepiej, zobaczmy jak to się potoczy-zawiesiłam wzrok gdzieś na jednym z punktów norweskiej stolicy, ciągle czując ręce Andreasa na swoich.-Zrozum, że nie jest mi łatwo powiedzieć przed kimś nagle swoje wszystkie tajemnice, opowiedzieć całe życie.
Nie wyobrażałam sobie, jak mogłam z nim pracować codziennie, mając w głowie wspomnienie z hotelu, tej rozmowy. Nie. Miałam ochotę zacząć płakać, ale wiedziałam, że zaraz w moim kierunku poleci masa pytań od skoczka. Okazało się jednak, że moja silna wola jest zbyt słaba, a po moim policzku spłynęła łza.
-Przepraszam, jeżeli coś powiedziałem, zrobiłem źle. Ja po prostu...-jego wypowiedź przerwał dzwonek mojego telefonu.
"Masz wolne do środy, o 8 bądź na lotnisku."
-Przepraszam-odłożyłam telefon obok siebie.-Nie, wszystko jest dobrze, ja tylko... tęsknię za domem, jakkolwiek dziecinnie to nie brzmi- uśmiechnęłam się sztucznie, próbując nie ciągnąć tego tematu.-Dokończ to co zacząłeś mówić.
-Właściwie to nic, pójdę już. Cześć-przytulił mnie i wyszedł z mieszkania.
Nie wiem dlaczego, ale miałam wyrzuty sumienia. Przecież ja mu nic takiego nie zrobiłam. Nawet nie mogłam powiedzieć, czy ta rozmowa go zraniła, zadziałała na jego uczucia. Może nie nastawiał się na to, że cokolwiek między nami się rozpocznie. Wstałam z kanapy i podeszłam do walizki, która stała w przedpokoju. Wypakowałam brudne rzeczy do pralki i włożyłam czyste ubrania. Założyłam kurtkę, przekręciłam klucz w drzwiach i ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego, do którego nie miałam daleko.
-Cześć- powiedziałam zadowolona, kiedy przede mną otworzyły się drzwi.
-Kjersti!- uradowana brunetka mnie przytuliła.-Wejdź do środka- gestem dłoni pokazała mi, abym przeszła dalej.
-Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że zobaczę Åsmunda troszczącego się o dziecko, to bym go wyśmiała- oparłam się o framugę drzwi, patrząc na dawnego kolegę z pracy, trzymającego swojego syna na rękach.
-Johann, patrz kto nas odwiedził- uśmiechnął się do chłopca.-Zostajesz u nas na dłużej?-spojrzał na walizkę.
U Larssonów byłam zawsze mile widziana, tak było chociażby do narodzin ich dziecka. Liczyłam, że nie będzie dla nich problemem, że zostanę u nich na dwie noce, nie chciałam zostać w mieszkaniu, sama.
-Sara, nie będzie to dla was problemem, jeżeli do środy zostanę?- zapytałam, patrząc na dziewczynę, krzątającą się po kuchni.-To dopiero początek a ja już mam tego dość- przejechałam dłonią po twarzy.
-Wiesz, że możesz przyjść do nas z każdym problemem, zawsze ci pomożemy- uśmiechnęła się, podchodząc do mnie i kładąc mi dłoń na ramieniu. Odpowiedziałam jej uśmiechem i przytuliłam ją.
Wieczorem, gdy Åsmund wyszedł z kolegami, ja i Sara siedziałyśmy w salonie. Brunetka nie mogła się doczekać, aż opowiem jej historię, która miała na mnie tak duży wpływ. Bawiąc się z małym Johannem, opowiedziałam jej to, co działo się przez weekend. Jednocześnie zdałam sobie sprawę, jak to wszystko żałośnie brzmi.
-I to by było na tyle- powiedziałam, po zakończonym monologu.-Gdy ci smutno, gdy ci źle, jedź na Puchar Świata, załam bardziej się- mruknęłam pod nosem.
-Szybki jest, nie ma co. Wiesz, zawsze gdy za kilka lat nie będziesz miała drugiej połówki, to masz opcję w postaci Stjernena- ona doskonale wiedziała, jak poprawić mi humor.
-Chyba, że sobie znajdzie inną. Wiesz dobrze, ile dziewczyn zazdrości mi tego, co się teraz dzieje. Liczyłam na to, że to wina alkoholu, ale po tej dzisiejszej rozmowie zaczynam w to wątpić. Chociaż go pewnie jeszcze trochę trzymało, jak wszystkich- zaśmiałam się.
-Ale tak zupełnie szczerze, to podoba ci się?
-Przystojny jest, to fakt- dlaczego w tamtym momencie na moich policzkach pojawiły się rumieńce.-Ale wiesz, wygląd a charakter to dwie różne rzeczy, nie wiem co lubi, co...
-Lubi ciebie- przerwała moją wypowiedź.
-Być może- wzruszyłam ramionami.- Wiem o nim tyle, co o skokach narciarskich. Praktycznie nic.


Jakimś cudem udało mi się to napisać dość szybko. Niby pisało mi się ten rozdział naprawdę łatwo i przyjemnie, ale nie jestem z niego zadowolona, jest taki nijaki. 

sobota, 5 grudnia 2015

Trzy.

-Czy możesz powtórzyć, bo chyba się przesłyszałam? Jednak się nie przesłyszałam. No cóż, jakoś to przeżyję. Tak, poradzę sobie. Cześć- odłożyłam telefon.
Świetnie, połączyli firmę, w której pracuję ściślej z norweską kadrą w skokach i tak oto będę z nimi podróżować i mieszkać w tym samym hotelu. Ani trochę nie ucieszyły mnie te zmiany. Bo halo? Ja i kilkanaście zupełnie obcych mi mężczyzn, dzień w dzień ze sobą. To nie mogło się udać. Przecież tam żadnej kobiety nie ma! Do kogo ja się odezwę? Andreas?
Właśnie! Porozmawiajmy o nim. Obiecałam sobie jedno ciastko i koniec zaznajamiania się z nim bardziej. Jednak podczas naszego wyjścia była jakaś promocja, coś w stylu "ciastko i numer telefonu gratis" i tak oto moją skrzynkę SMS zapełniają wiadomości od niego. A ja jestem miłym człowiekiem i nie mogłam powiedzieć mu, że ma do mnie przestać pisać. W sumie to zawsze jakaś bratnia dusza w tym, co dookoła mnie otaczało.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Cześć, kazali mi po ciebie przyjść, abyś pojechała z nami na trening i na konkurs- o wilku mowa.-Czemu właściwie z nami masz jechać?
-Związali nas ściślej z waszą kadrą i tak oto będę z wami spędzać cały sezon-wstałam z krzesła, wzięłam torbę, kurtkę i ruszyłam w stronę drzwi.- Będziesz musiał męczyć się ze mną przez większą ilość czasu-uśmiechnęłam się.
-Świetnie! Będzie miał mi kto nosić narty- spojrzałam na niego i pokręciłam głową.
-Za dużo sobie wyobrażasz, Stjernen- wcisnęłam mu do dłoni torbę z aparatem.-Pilnuj tego, jak oka w głowie- w międzyczasie zakładałam kurtkę. Nim zdążyłam założyć szal, zobaczyłam Alexandra, machającego do mnie ręką, bym wyszła na środek. Tak, tego mi brakowało, żebym jeszcze musiała przed wszystkimi się przedstawiać
-To jest Kjersti- powiedział trener, a ja tylko uśmiechnęłam się do wszystkich dookoła.- Można powiedzieć, że jest naszym głównym fotografem i przez cały sezon będzie nam towarzyszyła.
-Bądźcie dla niej mili- dodał po chwili, rozglądając się po całej kadrze.
Podeszłam do Stjernena, biorąc od niego torbę i ruszyłam w stronę wyjścia, w międzyczasie zakładając na uszy słuchawki i szukając odpowiedniej piosenki w telefonie.
W autobusie na szczęście mogłam pocieszyć się wolnym miejscem obok. Chłopaki siedzieli na końcu autobusu, żywo o czymś dyskutując. Prawdopodobnie coś o wczorajszym konkursie i planach na wieczór po dzisiejszych planach na wieczór po zmaganiach na skoczni.
-Panowie! Ale my jutro o piątej nad ranem wylatujemy- ich rozmowę przerwał Stöckl.
-Spokojnie, trenerze, do piątej chyba zdążymy obejść wszystkie najlepsze kluby!- zawodnicy zaczęli się głośno śmiać.
Miałam nadzieję, że nie będę musiała z nimi jechać po konkursie na trening, który szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, gdzie ma się odbyć. Chciałam wrócić do Oslo, a nie cały czas spędzać z nimi. Chociaż w mieszkaniu też byłabym sama, nie miałam żadnych znajomych w Oslo, oprócz fikusa. Znaczy Åsmund wraz z żoną, z którą miałam dość dobry kontakt mieszkali w Drammen, a bądź, co bądź 40 km to nie jest aż tak mało. Dodatkowo nie chciałam im przeszkadza, kiedy mieli pod opieką najmłodszego członka rodziny Larsson.
A tu chociaż ktoś powiedział czasami coś zabawnego i naprawdę czasami mogłam się przy nich pośmiać, co pokazały tych kilka chwil, których z nimi spędziłam. Liczyłam na wiadomość od firmy, bo wątpiłam, by trener wiedział, co mam robić po konkursie.
Tak zupełnie szczerze, to polubiłam Lysgårdsbakken. Nie wiem co jest takiego w tym miejscu, ale naprawdę mnie zauroczyło. Ogólnie Lillehammer to piękne miasto, byłam tu tylko raz i tak właściwie na niecały dzień, bo kiedy przyjechałam na konkurs, ledwo przyszłam do hotelu, to skręciłam kostkę i musiałam wziąć wolne na kilka konkursów. A teraz miałam okazję przejść się uliczkami tego urokliwego miasta. „Ja tu jeszcze wrócę, nie w następnym sezonie, ale wkrótce”- pomyślałam, uśmiechając się do siebie.
-Co cię tak bawi?- z rozmyślań wyrwał mnie Stjernen.
-Nic, tylko myślę o tym, że cudownie byłoby tu wkrótce wrócić- wzruszyłam ramionami.-Chyba powinieneś iść razem z kolegami się rozgrzewać, czy coś- kiwnęłam głową w stronę kadry.
-Nie chcesz ze mną spędzić czasu?
-Jasne, że chcę!- odpowiedziałam entuzjastycznie. Zbyt entuzjastycznie,za co po chwili w myślach uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.
-Świetnie! To idziesz dzisiaj ze mną i chłopakami do klubu!- ucieszony odszedł w stronę kolegów.
-Czekaj!- zawołałam cicho, ale bezskutecznie, bo Andreas zniknął za rogiem jednego z domków.
Cholera”-zaklęłam w myślach. Jak ja się miałam z tego wyplątać? Lande, Doigrałaś się za bycie zbyt miłą.
Konkurs zleciał mi niesamowicie szybko. Nigdy nie przeżywałam takich emocji, odkąd zaczęłam pracować z tym sportem jak wtedy. Ba! Nawet kibicowałam norweskim zawodnikom, co chyba pomogło, bo trzech skoczków znalazło się w pierwszej dziesiątce, z czego jeden na podium. Wyobraziłam już sobie to huczne świętowanie tego weekendu z nadzieją, że Andreas zapomni o tym, że miałam iść z nim do klubu. Zrobiłam jeszcze kilka zdjęć pustej skoczni i schowałam aparat do torby. Skierowałam się wyjścia, w stronę autobusu. Wiedziałam, że trochę poczekam na drużynę, ale nie chciałam iść do nich i siedzieć bez emocji i patrzeć, jak oni się bawią. Wyciągnęłam z kieszeni kurtki telefon i wybrałam numer. Po chwili oczekiwania usłyszałam ciepły głos.
-Cześć, mamo- uśmiechnęłam się, przenosząc się myślami do domu.
-Kjersti, jak dobrze cię znowu słyszeć- odpowiedziała radośnie.-Co u ciebie? Radzisz sobie?
Jak dobrze było ją znowu usłyszeć. Od naszej kłótni przed rozpoczęciem sezonu nie miałam z nią kontaktu. Dobrze było znowu oderwać się chociaż na chwilę od tego zamieszania, które panowało dookoła mnie.
-Jeszcze się nie zgubiłam, więc chyba jest dobrze- zaśmiałam się.- I raczej się na to nie zanosi, bo współpraca z norweskim związkiem stała się bardziej ścisła i jestem tak jakby pod ich „skrzydłami”- zrobiłam z palców jednej ręki cudzysłów w powietrzu.- Od dzisiaj cały czas jeżdżę z nimi, śpimy w tym samym hotelu. Nudzić się nie będę.
-To dobrze- odpowiedziała zatroskanym głosem. Od początku nie podobał się jej pomysł, że będę pracować jako fotograf skoków narciarskich. Nie wyobrażała sobie, że mogę wyjechać z domu, że nie będzie mnie przez tyle czasu w domu. Nie chciałam szukać innej pracy, a ona musiała to zaakceptować.- Kiedy wrócisz do domu? Tęsknimy za tobą.
-Nie wiem, chyba dopiero pod koniec grudnia- westchnęłam.- Przepraszam, ale muszę kończyć, chłopaki już idą, będziemy zaraz jechać. Pa, kocham was- rozłączyłam się i schowałam telefon.
-Taka zadowolona, to chyba z chłopakiem rozmawiała- przy moim boku znalazł się nikt inny, jak Stjernen.
-To najpierw musi się takowy znaleźć- odpowiedziałam mu, co spowodowało uśmiech na jego twarzy.- To tylko mama- przerwałam rozmowę, wsiadając do autobusu i zajmując miejsce, na którym przyjechałam pod skocznię.
-Jak coś, to ja ciągle pamiętam. O dziewiętnastej bądź gotowa- powiedział, idąc przez autobus na swoje miejsce, a widząc moją minę, która była reakcją na jego słowa zaczął się śmiać. Świetnie.
Ale wieczorem, to ja śmiałam się z jego miny, na mój widok.
-Wow, świetnie wyglądasz. Zawsze bierzesz ze sobą takie ciuchy jadąc na konkurs?
-Nie. Zostałam zmuszona do tego, by iść na szybkie zakupy do pobliskiego butiku, bo nie pójdę chyba w zwykłych jeansach i bluzie- uśmiechnęłam się i skierowałam się do drzwi.
Wsiedliśmy do taksówek, w których zobaczyłam zawodników z innych kadr. „Jak rozpoczynań sezon, to z przytupem”-pomyślałam.
Ledwo zdążyliśmy wejść do klubu, a chłopaki już zamówili po drinku dla każdego z norweskiej drużyny.
-Za wygranie tego sezonu!-wznieśli toast, a chwilę później wszyscy ruszyli na parkiet. Nawet ja.
Tańczyłam chyba z każdym skoczkiem, nie tylko z Norwegii. I nie wszyscy potrafili tańczyć, na moje nieszczęście. Właściwie to na nieszczęście moich nowych szpilek, jednakże starałam się robić dobrą miną do złej gry. Gorszym nieszczęściem było trafienie na wolny taniec z nikim innym, jak Andreasem. 
-Chodź, usiądziemy. Zmęczyłam się-na mojej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech, kiedy pojawił się przy mnie.
-Nie zatańczysz ze mną?- spojrzał na mnie, a ja się ugięłam. Musiałam z nim zatańczyć, nawet ten wolny taniec;. Mogłam spędzić z nim na parkiecie całą noc, bo świetny z niego tancerz, ale po skończonej piosence sam zaproponował, żebyśmy złapali trochę oddechu przy barze. Zamówiłam pierwszego, lepszego drinka. Gdy czekaliśmy na alkohol, panowała między nami cisza, bo w sumie jak mieliśmy rozmawiać, skoro dookoła nas grała niesamowicie głośna muzyka? Spojrzałam na zegar, który wisiał nad barem i przeżyłam szok, zauważając, że wskazywał północ. Nie miałam pojęcia kiedy to zleciało.
-Żeby ci ładne zdjęcia wychodziły- podniósł szklankę, którą podał kelner.
-A ty żebyś wygrywał wszystkie konkursy- powtórzyłam jego gest.
Jeden, dwa, trzy, zgubiłam rachubę. Nie wiem, ile wypiłam, ale potrzebowałam tego, by zatopić smutki, troski, zapomnieć o tym wszystkim dookoła.
Nie wiem dokładnie o której zebraliśmy się do hotelu, ale jeszcze wszyscy trzymali się na nogach i do celu poszliśmy pieszo, w rytm piosenek śpiewanych przez Hilde i Fannemela. Wesołą gromadką weszliśmy do budynku, a później każdy ruszył w kierunku swojego pokoju. Miałam sypialnię piętro wyżej nad chłopakami, więc niesamowicie zdziwiło mnie to, że gdy obok mnie spostrzegłam Stjernena.
-Wszystko dobrze?-zapytałam zaskoczona. Jednakże on postanowił mnie bardziej zaskoczyć.
Przybliżył się do mnie i przez kilka sekund patrzył mi w oczy. Czułam się niezręcznie przez chwilę, ale później uśmiechnęłam się, co chyba dało mu impuls do działania. Zbliżył swoje wargi do moich, a na moją odpowiedź nie musiał dużo czekać. „Co ty robisz, dziewczyno?”-ta część mnie, w której nie było alkoholu zaczęła się odzywać. Oparłam ręce na jego klatce piersiowej i delikatnie go odepchnęłam, patrząc na niego przerażonym wzrokiem. „Dlaczego on jest taki przystojny?”-cicho siedź! Dobra, podobał mi się, ale co mogłam o nim więcej powiedzieć, nie znałam go, nie wiedziałam jaki jest. Trzymając ciągle ręce na jego kurtce, złapałam lekko za kawałek materiału i przybliżyłam go do siebie, ponawiając pocałunek. W mojej głowie pojawiły się wyrzuty sumienia, krzyczące dlaczego całuję chłopaka, którego znam około dwa dni, ale zignorowałam je. Znowu przerwałam pocałunek, patrząc na niego, jak dziecko na zabawkę w sklepie.
-Powiedz mi, co ja robię?- zaczęłam się śmiać.-Przecież to jest pozbawione jakiegokolwiek sensu- pokręciłam głową.
-Zadaję sobie to samo pytanie- oprał swoje czoło o moje.-Ale nie martwmy się o to, póki jesteśmy pijani- wzruszył ramionami i się uśmiechnął.
Położył swoją dłoń na moich, które ciągle spoczywały na jego kurtce, a drugą opierał się o ścianę. Mogłam tak stać w tym korytarzu całą wieczność. Wszystko co złe, odeszło w zapomnienie, a ja stałam z chłopakiem, którego prawie nie znałam, a on nie znał mojej przeszłości, wad, zalet, co całkowicie mi odpowiadało.
-Zatrzymajmy czas- wyszeptałam, zaciskając dłoń, próbując powstrzymać łzy napływające do moich oczu.-Niech zawsze zostaną dwie godziny i dwadzieścia minut do odlotu samolotu.
-Jestem za.
Dawno nie czułam się tak magicznie, jak w tamtej chwili. Zaryzykowałabym, że nawet nigdy nigdy nie czułam takiej magii, jak wtedy.
-Stjernen! Chodź się spakuj!-bum. Cała aura dookoła nas prysła jak bańka mydlana, za sprawą kolegi z pokoju Andreasa.
-Zapomniałem o walizce!-złapał się za głowę.-Dobranoc- w jednej chwili zniknął za rogiem, gdzie znajdowały się schody, prowadzące na dół.
Otworzyłam drzwi do pokoju, ciągle nie dowierzając w to, co się wydarzyło kilka minut temu. Jedyne na co miałam siły w tamtym momencie, to zdjęcie butów i pójście spać, z nadzieją, że zdążę na zbiórkę przed wyruszeniem na lotnisko.


Całkiem nieźle mi to poszło. "Ale nie martwmy się o to, póki jesteśmy pijani" to chyba moje ulubione zdanie z tego rozdziału, jak i ze wszystkiego co kiedykolwiek napisałam. Nie wiem, czy tylko mnie blogger nie lubi, ale w razie czego przepraszam za zmiany czcionki i jej wielkości w niektórych miejscach tekstu. :)



niedziela, 22 listopada 2015

Dwa.

-A niech to!- warknęłam pod nosem, gdy kierując się w stronę skoczni weszłam w ogromną kałużę, przy okazji zwracając na siebie spojrzenia ludzi dookoła. Prawdopodobnie nigdy nie widzieli takiej niezdary jak ja. Proszę, można podziwiać, śmiało.
Dlaczego nie mogłam mieć takiego szczęścia i jak skoczkowie pod skocznię pojechać autobusem? Powinni takiego Jacobsena puścić pieszo, spaliłby kalorie z tej kawy, którą rano mi wypił. "Zajmij się fotografią sportową" mówili, "Będzie fajnie" mówili. Fajnie, że ja póki co nie widzę w tym nic fajnego, a tego nie rzucę, bo pieniądze trzeba skądś brać. Dlaczego nie mogłam urodzić się wiewiórką? Gdybym nią była moim jedynym zmartwieniem byłoby gdzie zakopałam orzeszka. Tymczasem przed moimi oczami ukazało się coś znacznie większego, niż orzeszek- Lysgårdsbakken. Pokazałam ochroniarzowi plakietkę i przeszłam do miejsca, gdzie kręcili się wszyscy skoczkowie, przygotowujący się do zawodów. Ustałam na uboczu, ustawiając aparat. Z jednej strony ktoś biega, z drugiej ktoś się rozciąga, z trzeciej odbijają piłkę, która oczywiście musiała polecieć w moją stronę, a dokładniej przyciągnęło ją moje czoło.
-Aparat jest cały?!- podbiegł do mnie jeden z zawodników, podnosząc z ziemi moje narzędzie pracy.
-Tak, aparat jest cały-poprawiłam włosy.-Ja też, dzięki, że pytasz-uśmiechnęłam się, biorąc z jego rąk aparat i dokładnie sprawdzałam, czy wszystko jest dobrze.
Jakże troskliwy kolega już powoli wracał do drużyny, ale nagle wrócił się do mnie.
-Cześć, Andreas jestem-wyciągnął w moją stronę rękę.- Przepraszam, że nie przeprosiłem, ale przepraszam-tak, stylistyka jego zdań to jest to.- Może mogę jakoś zrekompensować ci ten wypadek? Ciastkiem czy czymś?
-Kjersti-również wyciągnęłam dłoń.-Wiesz, w ulubione spodnie się nie mieszczę, więc ciastko to zły pomysł- powiedziałam z rozbawieniem.- Ale tak szczerze i poważnie, to dziękuję za chęci, ale nie trzeba.
-Może jednak?
-Nie, naprawdę.
-A może?- co za uparty człowiek.
-A może nie? Mam trochę pracy wieczorem, wiesz, zdjęcia-przystawiłam aparat do oczu i korzystając z okazji zrobiłam skoczkowi zdjęcie, o tak, fotografia miesiąca.-Będziesz pierwszym zdjęciem z tego weekendu, jakie wstawię na stronę.
-A ty będziesz pierwszą dziewczyną jaka pójdzie ze mną na ciastko.
-Pierwszą dziewczyną z Lillehammer? Nieźle- zaśmiałam się.-Daj sobie spokój, weź może fizjoterapeutkę z teamu Słowenii- wskazałam na dziewczynę, która stała pod jednym z domków, przeglądając coś w telefonie i odeszłam, robić zdjęcia innym zawodnikom.
Szykował się niesamowicie zabawny sezon. I ciastkowy sezon. Tak, nic mi się nie kojarzy z tamtym sezonem tak bardzo jak ciastka. Ciastka z cynamonem, tak. O! I jeszcze zakopiańskie oscypki. Ale o ciastkach, oscypkach i innych takich później.
Teraz praca, której miałam już trochę dość, a to dopiero początek, ale trzeba dać radę. Pocieszałam się pięknymi widokami, które mnie otaczały. Nie, nie mówię tu o skoczkach, ale o górach. Mogłam
podziwiać prawie cały czas te piękne widoki. Żyć, nie umierać. Czasami miałam ochotę odrzucić to wszystko daleko i wyjechać daleko w góry, mogą być nawet Bieszczady. Tam chociaż nie będą obok mnie latać piłki, tak idealnie.
Na trybunach wielka wrzawa, jak zawsze w Norwegii. Tym bardziej po zwycięstwie gospodarzy. Po konkursie i ceremonii udałam się do hotelu, uważając na wszystkie kałuże, piłki, samochody, ludzi. Na wszystko, o co mogłam się potknąć, nawet na własne nogi. Wszyscy dookoła wykrzykiwali różne hasła dotyczące wygranej Norwegii, każdy był radosny. Uwielbiałam obserwować radość ludzi po wygranej ich drużyny, nie tylko norweskiej. Skoki to taka dyscyplina, która ma to do siebie, że wszyscy są rodziną, niezależnie od narodowości i to było piękne. Jako osoba całkowicie bezstronna jeżeli chodzi o tę właśnie dyscyplinę, mogę to stwierdzić z czystym sercem.
Tak jak mówiłam do kolegi, który namawiał mnie na wyjście na ciastko, wieczór spędziłam obrabiająć zdjęcia i wybierając te najlepsze. Åsmund robił ode mnie o wiele lepsze zdjęcia i każdy to wiedział, więc musiałam starać się jeszcze bardziej, bo nie chciałam stracić tej pracy, pomimo tego że na nią narzekałam. O godzinie pierwszej w nocy, kiedy skończyłam wybieranie zdjęć naprawdę żałowałam, że nie zgodziłam się na to ciastko, wszystko, byle nie spędzenie kilku godzin i wybieranie tych najlepszych zdjęć. Pozostało tylko wysłać je do redakcji, co było niczym w porównaniu do tego, co przed chwilą skończyłam.
Rano obudziłam się z włączonym laptopem obok mnie. Pierwsza myśl, to że wysłałam zdjęć, co na szczęście okazało się tylko obawą. Ba! Nawet odpowiedź dostałam, że super, dziękują i mogę sobie odpuścić treningi i iść tylko na zawody. Miło. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał coś koło dziesiątej.
-Świetnie, przegapiłam śniadanie- leniwie zwlokłam się z łóżka, kierując się do walizki, by wybrać jakieś świeże ciuchy i ruszyć w miasto w poszukiwaniu jakiegoś dobrego śniadania, co było dość trudnym zadaniem, bo nic nie było tak pyszne, jak jajecznica, którą sama robię. Tak, ta skromność.
Po blisko godzinnych włóczeniu się po Lillehammer znalazłam jakąś małą restaurację. Zamówiłam chyba naleśniki z czekoladą. Dieta? To dla słabych. Fakt ulubionych spodni pomińmy. I nagle przy oknie ukazała się ta uśmiechnięta twarz. Twarz Andreasa. "O nie" pomyślałam, ale mimo wszystko uśmiechnęłam się i pomachałam mu, jak na kulturalnego człowieka przystało.
-O, kogo my tu mamy- usiadł na krześle przy moim stoliku.- Ładnie to tak na śniadanie nie przychodzić?
-Zaspałam, do blisko pierwszej w nocy siedziałam nad zdjęciami- wzięłam łyk herbaty.
-Ale warto było, zdjęcia są naprawdę świetne- uśmiechnął się.-Dotrzymałaś słowa, że będę pierwszym zdjęciem z weekendu- jego uśmiech się poszerzył, o ile to było możliwe.
-Miło mi, że się cieszysz. Nie powinieneś iść na trening?- zapytałam, kończąc posiłek.
-Tak, właśnie idę-wskazał na torbę, którą miał przy sobie.-Ale zobaczyłem ciebie, więc pomyślałem, że moglibyśmy iść razem na skocznię.
-Wybacz, ale trening mam wolny- wzruszyłam ramionami.- Gdzieś tam na konkursie się zobaczymy, liczę na to, że zapozujesz mi ładnie do zdjęcia- zaśmiałam się.
-Tak, w czasie skoku zapozuję- odwzajemnił mój gest.
I chyba zapozował, bo dwudziesta szósta lokata w konkursie to nie był jakiś specjalny wynik. Ale jego rezultat przyćmiła radość po trzecim miejscu Bardala, czwartym Jacobsena i szóstym Fannemela. O! Jednak czegoś się uczę o skokach, nazwiska potrafię zapamiętać. W sumie to by wypadało pamiętać.
Do hotelu znowu wracałam pieszo, tym razem trochę później, bo spotkałam znajomych z innych redakcji, więc dlaczego nie uciąć sobie krótkiej, dwugodzinnej pogawędki. Pogoda nie była zła, chciałam nie myśleć o ogromie pracy, jaki na mnie czekał. Nagle poczułam że ktoś chwyta mnie za nadgarstek. Automatycznie zaczęłam krzyczeć. Uspokoiłam się jak osobnik obok mnie zdjął kaptur.
-Stjernen- nie byłam pewna, czy dobrze zapamiętałam jego nazwisko- Nienawidzę cię- powiedziałam z powagą.- Masz szczęście, że mam słabą koordynację ruchową, bo już byś leżał na ziemi.- Do autokaru cię nie wzięli za ten wynik?
-Zabawne, naprawdę. Po części tak, stwierdziłem, że muszę trochę przemyśleć te skoki, a że zobaczyłem ciebie, więc dlaczego miałbym iść sam?
-Ze mną nie porozmawiasz o skokach, jestem w tym totalnie ciemna- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Jak to?- w jego głosie usłyszałam zdziwienie.
-Szukałam pracy, to mi się trafiło, więc dlaczego miałabym szukać dalej. Zawód nie zobowiązuje mnie do tego, bym interesowała się tą dyscypliną- poprawiłam torbę, którą miałam przewieszoną przez ramię.
-Chyba pierwszy fotograf w sporcie, który się nie interesuje dyscypliną, w której pracuje, ciekawe- spojrzał na mnie.
Wiecie co było najbardziej zabawne w tym spacerze? Poszłam z nim na ciastko.  


Wróciłaaaam. W sumie to tutaj chyba nikogo nie ma, ale cóż. Powrót do sezonu dał mi potężny kop weny i tak oto powstało to coś. Chociaż tutaj konkurs odbywa się bezproblemowo. :D

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Jeden.

-Cześć, przenoszą cię na inny dział, czy coś?- zapytałam, zerkając znad klawiatury na kolegę z pracy, który pakował swoje rzeczy z biurka do kartonu.
-Nie, odchodzę-chyba się przesłyszałam.-Sprawy rodzinne i nie za bardzo pasuje mi to podróżowanie po całym świecie, rozumiesz. Dasz sobie radę, dzielna z ciebie dziewczyna-Åsmund spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Co proszę?Ale jak to odchodzisz, co ja mam teraz zrobić?
-Kjersti, możesz wziąć cały sezon do zdjęć? Będziesz na każdym konkursie Pucharu Świata. Dasz radę- powiedział szef, który nagle pojawił się w gabinecie.
Ale, że ja sama? Ja sama na cały Puchar Świata? To nie wchodzi w grę, przecież ja się zgubię w tym wszystkim, ja nie dam rady. Nie, nie i jeszcze raz nie!
-Tak, oczywiście, że dam. Fajnie będzie zwiedzić świat!- cholera jasna, co ja powiedziałam.
-Świetnie! We wtorek pojedziesz do Lillehammer!- oznajmił z wielkim entuzjazmem.
Nie przypominam sobie, abym miała w postanowieniach noworocznych zapisane "Zniszcz sobie życie" lub "Podejmij najgłupszą decyzję, jaką można podjąć na całym świecie". Coś mnie chyba ominęło w Sylwestra. 
Po kilku godzinach tak naprawdę nic nie robienia, picia kawy, przeglądania zdjęć z zeszłego sezonu i czytania na serwisach sportowych na kogo warto mieć oko w nadchodzącym Pucharze, nadszedł ten upragniony czas powrotu do domu. 
-Cześć, mamo- powiedziałam do telefonu.-Przyjedziecie do Lillehammer?
-Ale jak to do Lillehammer, myślałam, że ty wrócisz do domu teraz, przecież nie ty miałaś zaczynać sezon.
-Miałam nie zaczynać, miałam nie robić całego, ale tak wyszło, że jadę na wszystkie konkursy Pucharu Świata. Wiem, to najgłupsze co mogłam zrobić, nie musisz mnie upominać. Wszystko, albo nic.
-Mogłaś wybrać nic. Jak ty to sobie teraz wyobrażasz? Przyjedziesz raz na miesiąc, może mniej do domu i będzie fajnie, tak?
-A czy nie rozumiesz tego, że chciałabym cokolwiek osiągnąć w życiu, bo moim największym osiągnięciem w życiu jest to, że się w lesie nie zgubiłam?
-Rób jak uważasz-po tych słowach rozłączyła się.
Świetnie, nie dość, że prawdopodobnie porywam się z motyką na słońce, nie miałam jakichkolwiek szans, by podołać temu zadaniu, to jeszcze pokłóciłam się z matką. Co jeszcze mogło zepsuć mi tamten dzień?
Opadłam na kanapę i zakryłam twarz dłońmi. 
-Spokojnie, w Lillehammer już byłaś, wiesz co i jak. Wdech, wydech- powtarzałam przez kilka minut.-Ale w takim Engelbergu to nigdy nie byłaś i tam się zgubisz, nie widzę innej opcji- jak zwykle potrafię się pocieszyć.-Fikus!- krzyknęłam, zrywając się z prędkością światła i pobiegłam do kuchni po butelkę z wodą, a następnie do sypialni, gdzie stała wcześniej wspomniana roślina.-Przepraszam, Ragnar, przepraszam- mówiłam, wlewając wodę do doniczki i patrząc z przerażeniem na liście, które już powoli żółkły.-Ja nie chciałam, ja cię kocham.
Zwariowałam, rozmawiałam z rośliną. Samotność, etap 1. 
Dobra, może jednak cieszyłam się w pewnym stopniu na to, że pojadę na Puchar Świata, nie będę sama. Zawsze jacyś ludzie dookoła mnie będą. Nawet, jeżeli będą to skoczkowie, którzy co chwila uderzą we mnie nartą i powiedzą tylko krótkie «przepraszam!» i do tego nie w tą stronę, w którą trzeba. Ich poranne śpiewanie na pół hotelu też nie jest jakoś zbyt przyjemne. Zwłaszcza gdy masz możliwość pospania dłużej, to nie, któryś oczywiście wyjdzie na środek korytarza i zacznie fałszować
"Alt jeg trenger og alt jeg eier står og venter på meg,
venter om vinteren til det blir vår, sto der ifjor og de står der i år,
der hvor asfalten aldri når, der hvor asfalten aldri når", czyli słowa, które znam na pamięć, bo ktoś robił sobie poranny koncert na pół hotelu. Tak, mam na myśli Hilde, który troszczy się o swoje włosy bardziej, niż niejedna dziewczyna. 
Ręce opadają, a raczej poduszka na uszy opada, gdy się to słyszy. Znam już chyba całą jego playlistę, którą śpiewa w drodze i pod prysznicem. Można zwariować, dziwię się, że jeszcze nie siedzę w pokoju bez klamek.
Jasne, mogłam im zwrócić uwagę, że mi przeszkadzają, tylko, że był jeden problem. Oni mnie olewali i nawet nie wiedzieli kim jestem, więc marne szanse i każdego ranka to kawa nadawała sens mojemu życiu i mojemu wyglądowi i pozwalała mi zapomnieć o wczesnych pobudkach w wykonaniu blondyna. Chyba, że zdarzały się przypadki, gdy musiałam ratować się jakąś słabą kawą z automatu, bo oczywiście musieli wypić mi wszystko, zostawiając tylko dwie krople na samym dnie dzbanka.
Nie tęskniłam za tym, ani trochę. Dobra, może tylko w chwilach takich jak ta, gdy rozmawiałam z fikusem. Chciałam zaadoptować kota, wiecie, fajnie byłoby mieć takiego futrzaka w domu, już bardziej logiczne byłoby rozmawianie z nim, niż z rośliną, ale po przemyśleniu wszystkich za i przeciw, stwierdziłam, że to totalnie bez sensu, bo kto się nim będzie opiekował? Fakt, fikus w czasie moich wyjazdów należał do sąsiadki, która ma uczulenie na sierść, a ja nie chcę łysego kota, bo takiego to nie przytulę, ani nic. 
Zrobiło mi się przykro na myśl, że do rodzinnego miasta wrócę dopiero na koniec grudnia, przez tyle czasu nie będę mogła widywać najbliższych mi osób. Nie miał kiedy zrezygnować z pracy, mógł poczekać chwilę, ale nie- "poradzisz sobie", prędzej już bym skoczyła na spadochronie, niż miałabym przetrwać cały sezon, ale spokojnie. Będzie fajnie, super. Mogłabym poznać jakiegoś Japończyka w Sapporo, czy pobić rekord świata na liczbę uderzeń nartą w głowę, zawsze to jakieś nowe doświadczenia i osiągnięcia, którymi mogłabym się chwalić wnukom, chociaż wtedy to bardziej fikus wchodził w grę. On przynajmniej nie narzekał na moje wyznania, np. O tym jak wyszło mi zamazane zdjęcie, bądź wzięłam ze sobą zły obiektyw. Takie roślinki są fajne, naprawdę. 
Miałam nadzieję, że znajdą mi kogoś na zmianę, chociaż tak naprawdę to w to wątpiłam. Nie oszukujmy się, pieniądze się też liczą, mniej ludzi-więcej pieniędzy. 
Przyznam, że nie wiem kiedy zleciał mi ten czas, a chwila moment i wysiadałam z autobusu w Lillehammer i ruszałam w stronę hotelu, którego adres w mojej pamięci widziałam przez mgłę. Gęstą mgłę. Z każdą chwilą byłam coraz mniej pewna tego, co robię. Od razu na dobry początek dnia moja twarz prawie zaliczyła spotkanie z ziemią, zamarznięte kałuże są fajne tylko gdy jest się dzieckiem, albo osobą, która potrafi chodzić jak normalny człowiek, czyli tych, do których ja nie należę. 
Liczyłam na to, że po tym sezonie moje życie się zmieni, oczywiście na pozytywne. Nie oszukujmy się, nie osiągnęłam nic póki co, o czym wcześniej była mowa w rozmowie z moją matką. Dobra, miałam studia i pracę, o której wiele osób może pomarzyć, ale to tak naprawdę mnie nie cieszyło. Miałam cały sezon przed sobą, wszystko mogło się pozmieniać. Kto wie, może pomiędzy jednym a drugim skokiem mogłabym zostać jakąś królową skoczni, zrobiliby mi tysiące zdjęć, trafiłabym na okładkę magazynów i zarabiałabym miliony tak naprawdę za nic. Ta wizja była dość nierealna, bo póki co królem skoczni był Walter Hofer i nie zamierzał oddawać tej pozycji komuś innemu, a szkoda. 
Jakimś cudem dotarłam do hotelu i dokonując niemożliwego, czyli przeciśnięcia przez tłum fanek czekających na skoczków, dostałam się do wnętrza budynku.
-Chyba ktoś na was czeka- rzuciłam z uśmiechem na ustach w stronę chłopaków, opierając się o ścianę obok recepcji.
-Tęskniłem za tym, tak bardzo, że aż wcale- odpowiedział jeden z nich.
Nie miałam z nimi jakiegoś specjalnie dobrego kontaktu, tak właściwie to jest mój drugi sezon, a zamieniłam kilka zdań tylko z Hilde i Jacobsenem. Bo tak właściwie to po co mi to by było? Z tego co było mi wiadomo, to z  Åsmundem mieli świetny kontakt, ale wiadomo, mają więcej wspólnych tematów. Wiedziałam, że nie będą się cieszyć na to, że spędzą cały sezon ze mną.
-A gdzie jest Åsmund?- jak na zawołanie zapytał Hilde.
-Jego żona stwierdziła, że w tym sezonie nie jedzie i będzie pomagał jej w opiece nad dzieckiem, czyli najprawdopodobniej cały sezon będziecie ze mną- uśmiechnęłam się, patrząc na reakcje każdego z nich, które nie specjalnie dawały mi nadzieje na to, że ten sezon będzie dobry.
-Czyli będziemy się bić o kawę przez cały czas- odezwał się Anders "Wypiję ci całą kawę, bo wiem jak ją uwielbiasz i nie umiesz bez niej żyć, a ja lubię robić ludziom na złość" Jacobsen.
-Też się cieszę, że was widzę- mruknęłam, biorąc walizkę i kierując się w stronę windy.- Sto dwadzieścia pięć, sto dwadzieścia pięć- powtarzałam śledząc numery na drzwiach.-Bingo!- otworzyłam drzwi i od razu rzuciłam się w stronę miękkiego łóżka.-Nie ruszam się stąd aż do końca tego sezonu, on będzie porażką mojego życia-mruknęłam i nakryłam się kołdrą.

W sumie to ten rozdział nie jest taki zły.

niedziela, 22 marca 2015

Początek

After all the time
After you
Had you seen me with someone new
Hanging so high for your return
But the stillness is a burn

Nazywam się Kjersti Lande, mam 26 lat, podchodzę z Trondheim, ale aktualnie mieszkam w Oslo. Do niedawna pracowałam jako fotograf dla jednej z firm, która sponsoruje norweską kadrę w skokach narciarskich. Więcej rzeczy o sobie nie potrafię powiedzieć, nigdy nie sądziłam, że mówienie o sobie jest takie trudne. Z rozwojem moich wspomnień dowiecie się więcej o tym co przeżyłam, jakie danie jest moim ulubionym, czy nawet dlaczego zdarza mi się zakładać dwie różne skarpetki. Chociaż nie, sama nie znam odpowiedzi co do tego ostatniego.
Było całkiem fajnie, nie ukrywam, że nie. Podróże po całym świecie, poznawanie nowych ludzi i inne rzeczy, o których marzy pewnie cała masa młodych ludzi. Do tego okazja do wykazania się w swojej pasji, jaką jest fotografia. Chociaż nie wiem czy młodzi ludzie marzą o tym, by co jakiś czas oberwać w głowę nartą od przechodzących obok skoczków. Ja rozumiem, że 160 centymetrów wzrostu to nie jest dużo, ale chyba nie jest tak ciężko mnie zauważyć.
Wszytko tak naprawdę nie miałoby miejsca, ja bym tego teraz nie opowiadała gdyby nie to, że pewnego dnia, a dokładniej mniej-więcej tydzień przed rozpoczęciem sezonu zimowego, mój kolega z drugiej zmiany, Åsmund przyszedł do biura i radośnie oznajmił, że on w tym sezonie odpada, gdyż jego żona stwierdziła, że ktoś musi jej pomóc w opiece nad dzieckiem. I wtedy padło na mnie, "Kjersti, możesz wziąć cały sezon do zdjęć? Będziesz na każdym konkursie Pucharu Świata. Dasz radę?", nie wiedziałam co mam powiedzieć, z jednej strony "Tak, oczywiście, że dam. Fajnie będzie zwiedzić świat!", ale z drugiej strony w mojej głowie cieniutki głosik krzyczał "Czy ty oszalałaś dziewczyno?! Wiesz jakie to męczące? Do tego nie wiesz co cię spotka np. W takiej Japonii!". Padło na tę pierwszą wypowiedź. "Świetnie! Wyjeżdżasz pojutrze o 12, resztę informacji wyślę ci mailem". Nie wiem dla kogo miało być to "świetnie!", bo chyba nie do mnie.
Gdyby nie to, pewnie by tu mnie nie było. A do Lillehammer bym nie pojechała i wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, ale oczywiście musiałam wpakować się w kłopoty. Chociaż teraz gdy na to patrzę to nie był kłopot, jedynie sytuacja, w której jestem teraz jestem jest kłopotem. Mam jeden, wielki mętlik w głowie, panuje w niej chaos. Szczerze mówiąc, nie wiem co ze sobą zrobić. Zgubiłam się.

Wish the best for you
Wish the best for me
Wished for infinity
If that ain't me

To wyżej co jest napisane to przyznam szczerze, że ja sama nie wiem co to jest.
Zaczynam z czymś zupełnie nowym, nie wiem jak to się potoczy, ale mam nadzieję, że się spodoba. :D

Szablon by Katrina