niedziela, 22 listopada 2015

Dwa.

-A niech to!- warknęłam pod nosem, gdy kierując się w stronę skoczni weszłam w ogromną kałużę, przy okazji zwracając na siebie spojrzenia ludzi dookoła. Prawdopodobnie nigdy nie widzieli takiej niezdary jak ja. Proszę, można podziwiać, śmiało.
Dlaczego nie mogłam mieć takiego szczęścia i jak skoczkowie pod skocznię pojechać autobusem? Powinni takiego Jacobsena puścić pieszo, spaliłby kalorie z tej kawy, którą rano mi wypił. "Zajmij się fotografią sportową" mówili, "Będzie fajnie" mówili. Fajnie, że ja póki co nie widzę w tym nic fajnego, a tego nie rzucę, bo pieniądze trzeba skądś brać. Dlaczego nie mogłam urodzić się wiewiórką? Gdybym nią była moim jedynym zmartwieniem byłoby gdzie zakopałam orzeszka. Tymczasem przed moimi oczami ukazało się coś znacznie większego, niż orzeszek- Lysgårdsbakken. Pokazałam ochroniarzowi plakietkę i przeszłam do miejsca, gdzie kręcili się wszyscy skoczkowie, przygotowujący się do zawodów. Ustałam na uboczu, ustawiając aparat. Z jednej strony ktoś biega, z drugiej ktoś się rozciąga, z trzeciej odbijają piłkę, która oczywiście musiała polecieć w moją stronę, a dokładniej przyciągnęło ją moje czoło.
-Aparat jest cały?!- podbiegł do mnie jeden z zawodników, podnosząc z ziemi moje narzędzie pracy.
-Tak, aparat jest cały-poprawiłam włosy.-Ja też, dzięki, że pytasz-uśmiechnęłam się, biorąc z jego rąk aparat i dokładnie sprawdzałam, czy wszystko jest dobrze.
Jakże troskliwy kolega już powoli wracał do drużyny, ale nagle wrócił się do mnie.
-Cześć, Andreas jestem-wyciągnął w moją stronę rękę.- Przepraszam, że nie przeprosiłem, ale przepraszam-tak, stylistyka jego zdań to jest to.- Może mogę jakoś zrekompensować ci ten wypadek? Ciastkiem czy czymś?
-Kjersti-również wyciągnęłam dłoń.-Wiesz, w ulubione spodnie się nie mieszczę, więc ciastko to zły pomysł- powiedziałam z rozbawieniem.- Ale tak szczerze i poważnie, to dziękuję za chęci, ale nie trzeba.
-Może jednak?
-Nie, naprawdę.
-A może?- co za uparty człowiek.
-A może nie? Mam trochę pracy wieczorem, wiesz, zdjęcia-przystawiłam aparat do oczu i korzystając z okazji zrobiłam skoczkowi zdjęcie, o tak, fotografia miesiąca.-Będziesz pierwszym zdjęciem z tego weekendu, jakie wstawię na stronę.
-A ty będziesz pierwszą dziewczyną jaka pójdzie ze mną na ciastko.
-Pierwszą dziewczyną z Lillehammer? Nieźle- zaśmiałam się.-Daj sobie spokój, weź może fizjoterapeutkę z teamu Słowenii- wskazałam na dziewczynę, która stała pod jednym z domków, przeglądając coś w telefonie i odeszłam, robić zdjęcia innym zawodnikom.
Szykował się niesamowicie zabawny sezon. I ciastkowy sezon. Tak, nic mi się nie kojarzy z tamtym sezonem tak bardzo jak ciastka. Ciastka z cynamonem, tak. O! I jeszcze zakopiańskie oscypki. Ale o ciastkach, oscypkach i innych takich później.
Teraz praca, której miałam już trochę dość, a to dopiero początek, ale trzeba dać radę. Pocieszałam się pięknymi widokami, które mnie otaczały. Nie, nie mówię tu o skoczkach, ale o górach. Mogłam
podziwiać prawie cały czas te piękne widoki. Żyć, nie umierać. Czasami miałam ochotę odrzucić to wszystko daleko i wyjechać daleko w góry, mogą być nawet Bieszczady. Tam chociaż nie będą obok mnie latać piłki, tak idealnie.
Na trybunach wielka wrzawa, jak zawsze w Norwegii. Tym bardziej po zwycięstwie gospodarzy. Po konkursie i ceremonii udałam się do hotelu, uważając na wszystkie kałuże, piłki, samochody, ludzi. Na wszystko, o co mogłam się potknąć, nawet na własne nogi. Wszyscy dookoła wykrzykiwali różne hasła dotyczące wygranej Norwegii, każdy był radosny. Uwielbiałam obserwować radość ludzi po wygranej ich drużyny, nie tylko norweskiej. Skoki to taka dyscyplina, która ma to do siebie, że wszyscy są rodziną, niezależnie od narodowości i to było piękne. Jako osoba całkowicie bezstronna jeżeli chodzi o tę właśnie dyscyplinę, mogę to stwierdzić z czystym sercem.
Tak jak mówiłam do kolegi, który namawiał mnie na wyjście na ciastko, wieczór spędziłam obrabiająć zdjęcia i wybierając te najlepsze. Åsmund robił ode mnie o wiele lepsze zdjęcia i każdy to wiedział, więc musiałam starać się jeszcze bardziej, bo nie chciałam stracić tej pracy, pomimo tego że na nią narzekałam. O godzinie pierwszej w nocy, kiedy skończyłam wybieranie zdjęć naprawdę żałowałam, że nie zgodziłam się na to ciastko, wszystko, byle nie spędzenie kilku godzin i wybieranie tych najlepszych zdjęć. Pozostało tylko wysłać je do redakcji, co było niczym w porównaniu do tego, co przed chwilą skończyłam.
Rano obudziłam się z włączonym laptopem obok mnie. Pierwsza myśl, to że wysłałam zdjęć, co na szczęście okazało się tylko obawą. Ba! Nawet odpowiedź dostałam, że super, dziękują i mogę sobie odpuścić treningi i iść tylko na zawody. Miło. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał coś koło dziesiątej.
-Świetnie, przegapiłam śniadanie- leniwie zwlokłam się z łóżka, kierując się do walizki, by wybrać jakieś świeże ciuchy i ruszyć w miasto w poszukiwaniu jakiegoś dobrego śniadania, co było dość trudnym zadaniem, bo nic nie było tak pyszne, jak jajecznica, którą sama robię. Tak, ta skromność.
Po blisko godzinnych włóczeniu się po Lillehammer znalazłam jakąś małą restaurację. Zamówiłam chyba naleśniki z czekoladą. Dieta? To dla słabych. Fakt ulubionych spodni pomińmy. I nagle przy oknie ukazała się ta uśmiechnięta twarz. Twarz Andreasa. "O nie" pomyślałam, ale mimo wszystko uśmiechnęłam się i pomachałam mu, jak na kulturalnego człowieka przystało.
-O, kogo my tu mamy- usiadł na krześle przy moim stoliku.- Ładnie to tak na śniadanie nie przychodzić?
-Zaspałam, do blisko pierwszej w nocy siedziałam nad zdjęciami- wzięłam łyk herbaty.
-Ale warto było, zdjęcia są naprawdę świetne- uśmiechnął się.-Dotrzymałaś słowa, że będę pierwszym zdjęciem z weekendu- jego uśmiech się poszerzył, o ile to było możliwe.
-Miło mi, że się cieszysz. Nie powinieneś iść na trening?- zapytałam, kończąc posiłek.
-Tak, właśnie idę-wskazał na torbę, którą miał przy sobie.-Ale zobaczyłem ciebie, więc pomyślałem, że moglibyśmy iść razem na skocznię.
-Wybacz, ale trening mam wolny- wzruszyłam ramionami.- Gdzieś tam na konkursie się zobaczymy, liczę na to, że zapozujesz mi ładnie do zdjęcia- zaśmiałam się.
-Tak, w czasie skoku zapozuję- odwzajemnił mój gest.
I chyba zapozował, bo dwudziesta szósta lokata w konkursie to nie był jakiś specjalny wynik. Ale jego rezultat przyćmiła radość po trzecim miejscu Bardala, czwartym Jacobsena i szóstym Fannemela. O! Jednak czegoś się uczę o skokach, nazwiska potrafię zapamiętać. W sumie to by wypadało pamiętać.
Do hotelu znowu wracałam pieszo, tym razem trochę później, bo spotkałam znajomych z innych redakcji, więc dlaczego nie uciąć sobie krótkiej, dwugodzinnej pogawędki. Pogoda nie była zła, chciałam nie myśleć o ogromie pracy, jaki na mnie czekał. Nagle poczułam że ktoś chwyta mnie za nadgarstek. Automatycznie zaczęłam krzyczeć. Uspokoiłam się jak osobnik obok mnie zdjął kaptur.
-Stjernen- nie byłam pewna, czy dobrze zapamiętałam jego nazwisko- Nienawidzę cię- powiedziałam z powagą.- Masz szczęście, że mam słabą koordynację ruchową, bo już byś leżał na ziemi.- Do autokaru cię nie wzięli za ten wynik?
-Zabawne, naprawdę. Po części tak, stwierdziłem, że muszę trochę przemyśleć te skoki, a że zobaczyłem ciebie, więc dlaczego miałbym iść sam?
-Ze mną nie porozmawiasz o skokach, jestem w tym totalnie ciemna- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Jak to?- w jego głosie usłyszałam zdziwienie.
-Szukałam pracy, to mi się trafiło, więc dlaczego miałabym szukać dalej. Zawód nie zobowiązuje mnie do tego, bym interesowała się tą dyscypliną- poprawiłam torbę, którą miałam przewieszoną przez ramię.
-Chyba pierwszy fotograf w sporcie, który się nie interesuje dyscypliną, w której pracuje, ciekawe- spojrzał na mnie.
Wiecie co było najbardziej zabawne w tym spacerze? Poszłam z nim na ciastko.  


Wróciłaaaam. W sumie to tutaj chyba nikogo nie ma, ale cóż. Powrót do sezonu dał mi potężny kop weny i tak oto powstało to coś. Chociaż tutaj konkurs odbywa się bezproblemowo. :D
Szablon by Katrina