-A niech to!- warknęłam
pod nosem, gdy kierując się w stronę skoczni weszłam w ogromną
kałużę, przy okazji zwracając na siebie spojrzenia ludzi dookoła.
Prawdopodobnie nigdy nie widzieli takiej niezdary jak ja. Proszę,
można podziwiać, śmiało.
Dlaczego nie mogłam mieć
takiego szczęścia i jak skoczkowie pod skocznię pojechać
autobusem? Powinni takiego Jacobsena puścić pieszo, spaliłby
kalorie z tej kawy, którą rano mi wypił. "Zajmij się
fotografią sportową" mówili, "Będzie fajnie"
mówili. Fajnie, że ja póki co nie widzę w tym nic fajnego, a tego
nie rzucę, bo pieniądze trzeba skądś brać. Dlaczego nie mogłam
urodzić się wiewiórką? Gdybym nią była moim jedynym
zmartwieniem byłoby gdzie zakopałam orzeszka. Tymczasem przed moimi
oczami ukazało się coś znacznie większego, niż orzeszek-
Lysgårdsbakken. Pokazałam ochroniarzowi plakietkę i przeszłam do
miejsca, gdzie kręcili się wszyscy skoczkowie, przygotowujący się
do zawodów. Ustałam na uboczu, ustawiając aparat. Z jednej strony
ktoś biega, z drugiej ktoś się rozciąga, z trzeciej odbijają
piłkę, która oczywiście musiała polecieć w moją stronę, a
dokładniej przyciągnęło ją moje czoło.
-Aparat jest cały?!-
podbiegł do mnie jeden z zawodników, podnosząc z ziemi moje
narzędzie pracy.
-Tak, aparat jest
cały-poprawiłam włosy.-Ja też, dzięki, że pytasz-uśmiechnęłam
się, biorąc z jego rąk aparat i dokładnie sprawdzałam, czy
wszystko jest dobrze.
Jakże troskliwy kolega
już powoli wracał do drużyny, ale nagle wrócił się do mnie.
-Cześć, Andreas
jestem-wyciągnął w moją stronę rękę.- Przepraszam, że nie
przeprosiłem, ale przepraszam-tak, stylistyka jego zdań to jest
to.- Może mogę jakoś zrekompensować ci ten wypadek? Ciastkiem czy
czymś?
-Kjersti-również
wyciągnęłam dłoń.-Wiesz, w ulubione spodnie się nie mieszczę,
więc ciastko to zły pomysł- powiedziałam z rozbawieniem.- Ale tak
szczerze i poważnie, to dziękuję za chęci, ale nie trzeba.
-Może jednak?
-Nie, naprawdę.
-A może?- co za uparty
człowiek.
-A może nie? Mam trochę
pracy wieczorem, wiesz, zdjęcia-przystawiłam aparat do oczu i
korzystając z okazji zrobiłam skoczkowi zdjęcie, o tak, fotografia
miesiąca.-Będziesz pierwszym zdjęciem z tego weekendu, jakie
wstawię na stronę.
-A ty będziesz pierwszą
dziewczyną jaka pójdzie ze mną na ciastko.
-Pierwszą dziewczyną z
Lillehammer? Nieźle- zaśmiałam się.-Daj sobie spokój, weź może
fizjoterapeutkę z teamu Słowenii- wskazałam na dziewczynę, która
stała pod jednym z domków, przeglądając coś w telefonie i
odeszłam, robić zdjęcia innym zawodnikom.
Szykował się
niesamowicie zabawny sezon. I ciastkowy sezon. Tak, nic mi się nie
kojarzy z tamtym sezonem tak bardzo jak ciastka. Ciastka z cynamonem,
tak. O! I jeszcze zakopiańskie oscypki. Ale o ciastkach, oscypkach
i innych takich później.
Teraz praca, której
miałam już trochę dość, a to dopiero początek, ale trzeba dać
radę. Pocieszałam się pięknymi widokami, które mnie otaczały.
Nie, nie mówię tu o skoczkach, ale o górach. Mogłam
podziwiać prawie cały
czas te piękne widoki. Żyć, nie umierać. Czasami miałam ochotę
odrzucić to wszystko daleko i wyjechać daleko w góry, mogą być
nawet Bieszczady. Tam chociaż nie będą obok mnie latać piłki,
tak idealnie.
Na trybunach wielka
wrzawa, jak zawsze w Norwegii. Tym bardziej po zwycięstwie
gospodarzy. Po konkursie i ceremonii udałam się do hotelu, uważając
na wszystkie kałuże, piłki, samochody, ludzi. Na wszystko, o co
mogłam się potknąć, nawet na własne nogi. Wszyscy dookoła
wykrzykiwali różne hasła dotyczące wygranej Norwegii, każdy był
radosny. Uwielbiałam obserwować radość ludzi po wygranej ich
drużyny, nie tylko norweskiej. Skoki to taka dyscyplina, która ma
to do siebie, że wszyscy są rodziną, niezależnie od narodowości
i to było piękne. Jako osoba całkowicie bezstronna jeżeli chodzi
o tę właśnie dyscyplinę, mogę to stwierdzić z czystym sercem.
Tak jak mówiłam do
kolegi, który namawiał mnie na wyjście na ciastko, wieczór
spędziłam obrabiająć zdjęcia i wybierając te najlepsze. Åsmund
robił ode mnie o wiele lepsze zdjęcia i każdy to wiedział, więc
musiałam starać się jeszcze bardziej, bo nie chciałam stracić
tej pracy, pomimo tego że na nią narzekałam. O godzinie pierwszej
w nocy, kiedy skończyłam wybieranie zdjęć naprawdę żałowałam,
że nie zgodziłam się na to ciastko, wszystko, byle nie spędzenie
kilku godzin i wybieranie tych najlepszych zdjęć. Pozostało tylko
wysłać je do redakcji, co było niczym w porównaniu do tego, co
przed chwilą skończyłam.
Rano obudziłam się z
włączonym laptopem obok mnie. Pierwsza myśl, to że wysłałam
zdjęć, co na szczęście okazało się tylko obawą. Ba! Nawet
odpowiedź dostałam, że super, dziękują i mogę sobie odpuścić
treningi i iść tylko na zawody. Miło. Spojrzałam na zegarek,
który wskazywał coś koło dziesiątej.
-Świetnie, przegapiłam
śniadanie- leniwie zwlokłam się z łóżka, kierując się do
walizki, by wybrać jakieś świeże ciuchy i ruszyć w miasto w
poszukiwaniu jakiegoś dobrego śniadania, co było dość trudnym
zadaniem, bo nic nie było tak pyszne, jak jajecznica, którą sama
robię. Tak, ta skromność.
Po blisko godzinnych
włóczeniu się po Lillehammer znalazłam jakąś małą
restaurację. Zamówiłam chyba naleśniki z czekoladą. Dieta? To
dla słabych. Fakt ulubionych spodni pomińmy. I nagle przy oknie
ukazała się ta uśmiechnięta twarz. Twarz Andreasa. "O nie"
pomyślałam, ale mimo wszystko uśmiechnęłam się i pomachałam
mu, jak na kulturalnego człowieka przystało.
-O, kogo my tu mamy- usiadł
na krześle przy moim stoliku.- Ładnie to tak na śniadanie nie
przychodzić?
-Zaspałam, do blisko
pierwszej w nocy siedziałam nad zdjęciami- wzięłam łyk herbaty.
-Ale warto było, zdjęcia są
naprawdę świetne- uśmiechnął się.-Dotrzymałaś słowa, że
będę pierwszym zdjęciem z weekendu- jego uśmiech się poszerzył,
o ile to było możliwe.
-Miło mi, że się
cieszysz. Nie powinieneś iść na trening?- zapytałam, kończąc
posiłek.
-Tak, właśnie idę-wskazał
na torbę, którą miał przy sobie.-Ale zobaczyłem ciebie, więc
pomyślałem, że moglibyśmy iść razem na skocznię.
-Wybacz, ale trening mam
wolny- wzruszyłam ramionami.- Gdzieś tam na konkursie się
zobaczymy, liczę na to, że zapozujesz mi ładnie do zdjęcia-
zaśmiałam się.
-Tak, w czasie skoku
zapozuję- odwzajemnił mój gest.
I chyba zapozował, bo
dwudziesta szósta lokata w konkursie to nie był jakiś specjalny
wynik. Ale jego rezultat przyćmiła radość po trzecim miejscu
Bardala, czwartym Jacobsena i szóstym Fannemela. O! Jednak czegoś
się uczę o skokach, nazwiska potrafię zapamiętać. W sumie to by
wypadało pamiętać.
Do hotelu znowu wracałam
pieszo, tym razem trochę później, bo spotkałam znajomych z innych
redakcji, więc dlaczego nie uciąć sobie krótkiej, dwugodzinnej
pogawędki. Pogoda nie była zła, chciałam nie myśleć o ogromie
pracy, jaki na mnie czekał. Nagle poczułam że ktoś chwyta mnie za
nadgarstek. Automatycznie zaczęłam krzyczeć. Uspokoiłam się jak
osobnik obok mnie zdjął kaptur.
-Stjernen- nie byłam pewna,
czy dobrze zapamiętałam jego nazwisko- Nienawidzę cię-
powiedziałam z powagą.- Masz szczęście, że mam słabą
koordynację ruchową, bo już byś leżał na ziemi.- Do autokaru
cię nie wzięli za ten wynik?
-Zabawne, naprawdę. Po
części tak, stwierdziłem, że muszę trochę przemyśleć te
skoki, a że zobaczyłem ciebie, więc dlaczego miałbym iść sam?
-Ze mną nie porozmawiasz o
skokach, jestem w tym totalnie ciemna- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Jak to?- w jego głosie
usłyszałam zdziwienie.
-Szukałam pracy, to mi się
trafiło, więc dlaczego miałabym szukać dalej. Zawód nie
zobowiązuje mnie do tego, bym interesowała się tą dyscypliną-
poprawiłam torbę, którą miałam przewieszoną przez ramię.
-Chyba pierwszy fotograf w
sporcie, który się nie interesuje dyscypliną, w której pracuje,
ciekawe- spojrzał na mnie.
Wiecie co było
najbardziej zabawne w tym spacerze? Poszłam z nim na ciastko.
Wróciłaaaam. W sumie to tutaj chyba nikogo nie ma, ale cóż. Powrót do sezonu dał mi potężny kop weny i tak oto powstało to coś. Chociaż tutaj konkurs odbywa się bezproblemowo. :D